DALEJ MONGOLSKIM KURSEM?
Tragedią Polski nie jest wszechwładza żydów, bowiem z nią – w mniej lub bardziej zakonspirowanej formie – mamy do czynienia w większości państw europejskich. Nasz problem to fakt, że dostaliśmy się w łapy tzw. żydów chazarskich – najbardziej tępych, a jednocześnie najbardziej bezwzględnych w realizowaniu swoich plugawych celów. Mongolskie pochodzenie tej hołoty i okoliczności, w jakich przyjęła judaizm rabiniczny za swoją religię wyjaśniam szerzej w tekście „METRYKA KOCZOWNIKA”, toteż tym razem skoncentrujmy się na zagrożeniach, jakie niosą najbliższe wybory prezydenckie z jedynie słusznym faworytem oraz jego ewentualnym – również jedynie słusznym – konkurentem.
Szersze charakteryzowanie obydwu to bezpowrotna strata czasu. Zwłaszcza dla Polaków, który swoją wiedzę czerpią ze źródeł „cokolwiek” wiarygodniejszych niż żydochazarskie media. Te usilnie lansują przede wszystkim B. Komorowskiego, ograniczonego intelektualnie aż do „bulu” i wzbudzającego podejrzenie o genetyczny powód tegoż ograniczenia. Nie lekceważyłbym tego wątku, bowiem sam byłem świadkiem jednej z pierwszych prezydenckich wizyt w Gdańsku, której głównym celem okazało się… odsłonięcie pomnika Tatara (czytaj: Mongoła) w Parku Oruńskim. Jeszcze bardziej wymowna okazała się oficjalna wizyta prezydenckiej pary w Mongolii. Tutaj znalazła też potwierdzenie „insynuacja” o żydowskim (dokładniej: żydochazarskim) pochodzeniu żony Komorowskiego. Wystarczy przyjrzeć się opublikowanym na belwederskim portalu (a więc starannie wyselekcjonowanym) fotografiom „Pierwszej Damy” w otoczeniu mongolskich dzieci. Jakby była ich rodzoną babcią…
Niechże się jednak sPiSkowcy zbytnio nie cieszą. Ich kandydat, A. Duda, jakkolwiek pozornie sekowany, pozostaje praktycznie jedynym obiektem zainteresowania i cichego lansowania nawet przez mendy medialne z głównego nurtu żydochazarskiej agitacji. Nie bez przyczyny. Ten plastykowy picuś-glancuś trzymany jest równie mocno za pysk z dwóch stron: przez swojego partyjnego, a przy tym jak najbardziej koszernego wodza (J. Kaczyński) oraz przez żydochazarską rodzinę swojej żony, zwłaszcza teścia. Nie lekceważyłbym także pogłosek o jego ukraińskim rodowodzie z wyraźnym, probanderowskim odchyleniem. Podobnie jak faktu, że w czasie telewizyjnej (TVP1) dyskusji dziesięciu kandydatów na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Duda ani razu (!) nie podał poprawnej nazwy państwa, któremu chciałby przewodzić. Bo przecież nie jest nim jakaś „Rzeczpospolita”.
Jeśli nie oni, to kto? Odpowiedź jest prosta i wzmocniona dodatkowo przebiegiem wspomnianej dyskusji telewizyjnej. Wśród dziesięciu konkurentów Komorowskiego, który najzwyczajniej wystraszył się publicznej kompromitacji i zamienił równorzędną rywalizację (ten sam czas antenowy, te same pytania) na spotkanie z przedstawicielami zaprzyjaźnionych mediów (bodajże Polsat, Program I Polskiego Radia i „Rzeczpospolita”), znalazło się pięciu godnych uwagi każdego rozsądnego obywatela RP. Są to: Paweł Kukiz, Grzegorz Braun, Jacek Wilk, Marian Kowalski i Janusz Korwin-Mikke. Kolejność jest moja i starannie przemyślana. Nie zamierzam jednak nikogo agitować za P. Kukizem. Każdy głos oddany na kogoś z tej piątki w pierwszej turze wyborów, stwarza szansę na powtórkę rywalizacji za dwa tygodnie, a wraz z nią – czyni realną możliwość dokonania pierwszego poważnego wyłomu w żydochazarskiej skamienielinie. Zwłaszcza, że za kilka miesięcy czekają nas wybory parlamentarne. A tutaj nawet skromne, kilkunastoprocentowe poparcie dla ruchu grupującego przeciwników „miłościwie” i przemiennie panującej nam hołoty, powinno zaowocować realnym wpływem na stopniową demongolizację Polski.
Henryk Jezierski
(08.05.2015)
P.S. 1
Tym, którzy nie wierzą w umowną „rywalizację” kandydatów PO i PiS polecam mój felieton pt. „POPiSowy PRZEKRĘT KAHAŁU”. Od jego opublikowania minęło ponad pięć lat, a jednak nie dostrzegam potrzeby skorygowania w tym tekście choćby jednego zdania.
P.S. 2
Niby drobna rzecz, lecz jakże symptomatyczna. Ilekroć w ww. materiale zamieszczałem określenie „żyd” tylekroć słownik ortograficzny edytora tekstów (Microsoft Word) usiłował wymusić na mnie użycie wielkiej litery. Co innego w wypadku posłużenia się słowem „katolik”. Tu żadnych ingerencji nie było. Czyż można lepiej dowartościować mongoła, który postawił na judaizm?