GAZOWANIE ZBYT DOSŁOWNE
Pod dyktando faworytów rozegrany został w sobotę i niedzielę, 19-20 lutego br. 7. Rajd Lotos Baltic Cup, pierwsza z tegorocznych rund rajdowych samochodowych mistrzostw Polski. Przeprowadzona w prawdziwie zimowych warunkach impreza okazała się zbyt trudna dla wielu mniej doświadczonych załóg, które albo wycofywały się z rajdu, albo kończyły go z dużymi stratami czasowymi do zwycięzców.
Przygody nie omijały również faworytów. Najczęstszą przyczyną przetasowań na czele klasyfikacji generalnej po niemal każdym z 12 kolejnych odcinków specjalnych były „kapcie” łapane zwykle po uderzeniu bokiem koła w zlodowaciałą, wysoką krawędź drogi, co skutkowało zsunięciem się opony. Tego rodzaju pech spotkał jednak wszystkie z trzech pierwszych załóg, można zatem mówić o wyrównaniu szans pretendentów do zwycięstwa.
Najlepiej spisali się aktualni mistrzowie Polski we wnętrzu Subaru Imprezy N16 – widoczny na zdjęciu powyżej Kajetan Kajetanowicz (A. Polski) i Jarosław Baran (A. Krakowski) z Lotos Dynamic Rally Team. Drugie miejsce, ze stratą 36,7 s zajęli bracia Michał i Grzegorz Bębenkowie (obaj A. Orski) w barwach Platinum Rally Team i w samochodzie Mitsubishi Lacer Evo IX, natomiast najniższy stopień podium przypadł – ze stratą 2 min. 13 s do zwycięzcy – duetowi Michał Sołowow (A. Kielecki) i Maciej Baran (A. Krakowski) reprezentującemu Cersanit Rally Team i dosiadającemu Forda Fiesta S 2000.
W grupie R zarezerwowanej dla aut przednionapędowych wygrali, niezagrożeni od startu do mety, Jan Chmielewski (A. Rzeszowski) i Piotr Zegarmistrz (A. Kielecki), którzy aż o 2 min. 13,3 s wyprzedzili załogę Szymon Kornicki (KKCiM Smok) – Robert Hundla (A. Krakowski). Na trzecim miejscu w tej grupie, ze stratą 3 min. 29,5 s do zwycięzcy, sklasyfikowano Tomasza Gryca (A. Rzemieślnik) i Michała Kuśnierza (A. Orski). Wszystkie trzy załogi korzystały ze sportowych walorów modelu Citroen C2R2 Max.
Absolutnym przebojem tegorocznego rajdu Lotos Baltic Cup miał być – przynajmniej w zamyśle organizatorów – jego prolog, zaplanowany w piątek, 18 lutego br. wewnątrz hali Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu. Zmagania czołowych kierowców na śliskiej, betonowej nawierzchni największego krytego obiektu widowiskowo-sportowego w Polsce, powinny okazać się znakomitą formą promocji sportu rajdowego na Wybrzeżu. Piszę „powinny” ponieważ takimi w rezultacie nie były.
Zawinił tu przede wszystkim coraz popularniejszy wśród działaczy Polskiego Związku Motorowego i poszczególnych automobilklubów geszefciarski stosunek do sportu; wyrwać jak najwięcej kasy bez oglądania się na zachowanie równowagi między popytem, a podażą. Szef całego przedsięwzięcia Lesław Orski mieni się doświadczonym działaczem i kierowcą rajdowym, co można wyczytać m.in. w okolicznościowym informatorze. Jeśli tak rzeczywiście jest to powinien wiedzieć, że zainteresowanie rajdami samochodowymi w Trójmieście i okolicach daleko odbiega – oczywiście na niekorzyść – od realiów warszawskich, dolnośląskich czy małopolskich.
Choćby w takim kontekście, żądanie od potencjalnych kibiców kwoty 50 zł za możliwość obejrzenia widowiska o nieprzewidywalnym poziomie sportowym, zakrawa na kiepski żart. Tak też to odebrali adresaci oferty. Na trybunach wypełniła się mniej więcej połowa z przewidzianych 7 tys. miejsc i Automobilklub Orski dołączył do niechlubnej czołówki organizatorów imprez o najniższym „obłożeniu” gdańsko-sopockiej hali. Oczywiście, tu padnie zapewne argument w postaci wysokich kosztów wynajęcia obiektu. Sęk w tym, że można było nie wynajmować go w ogóle. Miejsca pod kilkusetmetrowe pętle na rajdowy prolog mamy ci u nas dostatek, a i pasjonaci rajdów przywykli oglądać je na tzw. otwartym powietrzu.
Tym bardziej, że dla znacznej części kierowców betonowa płyta Ergo Areny okazała się zbyt dużym wyzwaniem, zwłaszcza podczas 360-stopniowego objeżdżania beczki. Ba, niektórzy nie wiedzieli nawet jak przy tej próbie wykorzystać hamulec ręczny. Dobrze, że czasów uzyskiwanych podczas halowego prologu nie wliczano do klasyfikacji rajdu. Niemiłych zaskoczeń byłoby sporo, podobnie jak strat trudnych do odrobienia na kaszubskich trasach.
Jakby tego było mało zaserwowano widzom (w tym wielu dzieciom) „atrakcję” w postaci wdychania samochodowych spalin w ilościach trudnych do zaakceptowania przez płuca i oczy. Podobno napadało za dużo śniegu i „klapy się nie otworzyły”. Można by rzec – gazowanie na całego.
Tekst:
Henryk Jezierski
Zdjęcia:
Henryk Jezierski
Tomasz Rosochacki