JAK ZARZĄD SPÓŁDZIELNI „ROZSTAJE” SIĘ Z CZŁONKAMI
Radio Gdańsk po raz kolejny gościło na gdańskim osiedlu Rozstaje, emitując w grudniu 2012 roku na żywo program o sporze jaki wynikł pomiędzy mieszkańcami, a zarządem spółdzielni.
Red. Hanna Wilczyńska-Toczko, Radio Gdańsk:
– Byliśmy tu na Zaspie ubiegłej zimy, to chyba był luty, emocje były gorące. Dzisiaj sprawdzimy, czy od tego czasu coś się zmieniło?
Chodzi o sprzeciw mieszkańców wobec planowanej przez zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Rozstaje inwestycji na terenie zielonym, pomiędzy ulicami Burzyńskiego oraz Żwirki i Wigury. Ma powstać ponad 400 nowych mieszkań w ośmiu budynkach.
Mieszkanka:
– Proszę zobaczyć, jakie mamy na około budowane ogromne bloki i chce się nam zabudować jedyny tutaj teren zielony.
Jerzy Walicki:
– Ja też jestem przeciwko tej inwestycji, ale to ze względów merytorycznych. To osiedle zostało zaprojektowane 33 lata temu, przez mądrych ludzi, z terenem zielonym w kształcie heksagonalnym. Pięć boków jest zabudowanych dużymi budynkami, a jeden jest wolny, przewidziany do celu publicznego. Ze względów demograficznych szkoła nie została wybudowana, natomiast czeka bardzo atrakcyjne miejsce nadające się na żłobek czy funkcję sportowo rekreacyjne.
Reporterka RG:
– Mówiliście państwo, że ewentualna budowa będzie skutkowała wzmożonym ruchem, a już przecież macie problem z dojazdem. Zostaliście państwo zaskoczeni, że prezes spółdzielni Krzysztof Gołaszewski podpisał umowę na zabudowanie tego terenu?
Zofia Marcinkowska:
– Tak, w czerwcu została podpisana tajna umowa. My nic nie wiemy jakie są warunki zabudowy, a nie chce się nam ich ujawnić. My się temu buntujemy, bo nie chcemy takiej zabudowy. Miało być cicho w tej sprawie, a zrobiło się głośno.
Reporterka RG:
– Państwo zawiązaliście taki nieformalny komitet protestacyjny. Spotkaliście się 19 listopada z zarządem spółdzielni i doszliście do wspólnych bardzo ważnych wniosków, domagacie się odwołania zarządu przez radę nadzorczą.
Zofia Marcinkowska:
– Dlatego, bo zarząd nas oszukuje, kłamie. Zaprosiliśmy Andrzeja Ducha, dyrektora Wydziału Urbanistyki, Architektury i Ochrony Zabytków Urzędu Miasta Gdańska i prosimy go, aby wyraźnie powiedział, czy to jest nasza wina, że dopiero po 11 miesiącach są wydane warunki o zabudowie. Miała się ona rozpocząć 28 września, to teraz obwinia się nas i straszy karami, sądem, więzieniem. Poszła wstrętna ohydna informacja do wszystkich 12 tys. mieszkańców. A my dochodzimy prawdy i nie mamy takiej możliwości, aby skorzystać z osiedlowych mediów, jak telewizja czy biuletyn, które nas kosztują 300 tys. zł rocznie.
Andrzej Duch (na zdjęciu powyżej z prawej):
– Ja nie jestem jako przedstawiciel organu administracji samorządowej do orzekania o winie kogokolwiek. Natomiast faktem jest że czasami, a nawet nierzadko, wydawane są decyzje po przepracowaniu kilku wariantów. A ten teren ma być zabudowany, ale to jest wewnętrzna sprawa spółdzielni. Miasto określa tylko warunki brzegowe tej zabudowy. Mają powstać budynki od 5 do 11 kondygnacji, tj. o wysokościach od 16 do 36 metrów. To mają być takie punktowe wysokościowce, a nie szafy.
Reporterka RG:
– Czy w przypadku nie zrealizowania tej inwestycji Urząd Miasta może wypowiedzieć spółdzielni akt notarialny tego terenu?
Andrzej Duch:
– Jest to kwestia negocjacji, znalezienia konsensusu. Z tego porozumienia wynikają obciążenia dla miasta i dlatego ta sprawa musi być dokładnie rozpatrywana.
Mieszkanka:
– Spółdzielnia zajęła teren ok. 4 ha należący do mieszkańców. Jest łącznie około 400 współwłaścicieli mających mieszkania wykupione na odrębną własność, a zarząd cichcem złożył wniosek do Wydziału Urbanistyki włączając ten teren. Myśmy to wykryli, że prawo złamał zarząd i rada nadzorcza.
Reporterka RG:
– Kilkakrotnie zapraszaliśmy na to spotkanie cały zarząd z prezesem Krzysztofem Gołaszewskim na czele, ale niestety usłyszeliśmy, że inne ważne sprawy nie pozwalają przybyć im na to spotkanie.
Andrzej Heliński:
– Jest pytanie, kto łamie prawo, spółdzielnia, czy my? Przecież to my mieszkańcy jesteśmy spółdzielnią. Prezes i zarząd od początku robią wszystko po cichu. Nawet nasze informacje o tym spotkaniu są zrywane. A proszę sobie wyobrazić tutaj 450 nowych mieszkań, co oznacza tyleż samo samochodów bez drogi dojazdowej i wyjazdowej. Przecież obok buduje się nowe wieżowce i będzie wzmożony ruch samochodów. Żałujecie państwo, że tutaj nie ma prezesa i zarządu, (a kosztują mieszkańców ponad 500 tys. zł rocznie), bo mają nas głęboko w… poważaniu. A jednocześnie pokazują w jaki sposób tutaj ludzi traktują. Przedstawiają nas jako oszołomów, dziwnych ludzi, walczących nie wiadomo o co. Co najgorzej, że nie mamy możliwości dialogu, a dzisiaj nam odpowiedziano, że nasze stanowisko do publikacji w osiedlowym biuletynie jest niemerytoryczne.
Andrzej Duch:
– Uważam, że jedyną słuszną drogą, a szkoda że nie ma tu przedstawicieli zarządu, byłoby zrobienie modernizacji całego osiedla, wyszukując rezerwy pod parkingi i inne usługi. Trzeba też określić, co jest zbędne, jak np. szkoła przy ul. Burzyńskiego, zrobić dobry projekt, plan modernizacji osiedla i przegłosować na walnym zgromadzeniu mieszkańców.
Reporterka RG:
– Mam nadzieję, że prezes, zarząd i mieszkańcy słuchają tej audycji.
Jan Kleszczewski:
– Gdy na naszym osiedlu wybudowała budynki firma Górski, to automatycznie odcięto od wschodu dopływ świeżego powietrza. A jak tutaj wybuduje się kolejne wieżowce, to utrzymujące się wśród nich spaliny samochodów dojeżdżających codziennie do przedszkola, będą nas zatruwać. Nam tutaj szykuje się krematorium XXI wieku w postaci spalin. A powinien być park odpoczynku i rekreacji.
Zofia Marcinkowska:
– Proszę państwa, my tu nie mamy walnego zebrania w tej spółdzielni, działa klika, zarząd decydujący o wszystkim. Nie mamy nawet obowiązującego statutu. Z naszej strony jest wola na dwa domki, a nie na szafy czy betonowe bunkry. My chcemy mieć czym oddychać.
Jerzy Walicki:
– Od pięciu lat spółdzielnia nie ma organów statutowych. Przecież nie możemy mieszkać w zabetonowanym osiedlu.
Reporterka RG:
– Bardzo serdecznie państwu dziękuję, Andrzej Duch, dyrektor Wydziału Urbanistyki, Architektury i Ochrony Zabytków Urzędu Miasta Gdańska oraz mieszkańcy Zaspy protestujący przeciwko powstaniu Nowej Zaspy. Na pewno będziemy tu jeszcze wracać niejednokrotnie. A państwu życzymy obopólnej chęci do rozmów, tylko wtedy jak spotkacie się państwo w połowie drogi, to porozumienie będzie możliwe. Żegnamy: Hanna Wilczyńska-Toczko i Arkadiusz Chomicki, Radio Gdańsk.
Zapis dyskusji i zdjęcia:
Włodzimierz Amerski
(12.12.2012)