MILOWY KROK LECHII?
Sala Pucharowa w gdańskiej PGE Arenie była w czwartek, 22 stycznia 2015 miejscem oficjalnej prezentacji Sebastiana Mili jako reprezentanta Lechii Gdańsk. Kontrakt z dotychczasowym piłkarzem Śląska Wrocław podpisał prezes zarządu biało-zielonych, Adam Mandziara (na zdjęciu z lewej), któremu towarzyszył trener Jerzy Brzęczek.
O transferze, a ściślej – powrocie Mili do Gdańska (tu bowiem zaczynał piłkarską karierę jako senior w Lechii/Polonii) mówiło się już w 2013 roku, gdy szkoleniowcem Lechii był Bogusław Kaczmarek. Mimo pełnej akceptacji samego piłkarza dla tego pomysłu, nie udało się go zrealizować. Zwłaszcza, że na przeszkodzie oprócz rychłej dymisji Kaczmarka stanęła niechęć ówczesnego dyrektora sportowego Lechii, Andrzeja Juskowiaka do „nie perspektywicznego” pomocnika Śląska. Ten zaś – jakby na przekór „fachowcom” i mimo 32 lat na karku – złapał drugi piłkarski oddech. Po długiej nieobecności został powołany do kadry narodowej przez selekcjonera Adama Nawałkę, stając się nie tylko członkiem legendarnej drużyny, która w eliminacjach ME pokonała aktualnych mistrzów świata Niemców ale także strzelcem drugiej, przesądzającej o losach meczu, bramki.
Nic dziwnego, że przejściu Mili do „biało-zielonych” towarzyszy wyjątkowe zainteresowanie zarówno kibiców jak i mediów. Transfer trudno uznać za tani, zwłaszcza w kontekście dotychczasowych realiów gdańskiego klubu. Mówi się o kwocie około miliona złotych odstępnego dla Śląska Wrocław plus około 20 tys. euro miesięcznie dla samego piłkarza. Kontrakt ma obowiązywać przez 3,5 roku. Widać jednoznacznie, że władze klubu wiążą z nowym nabytkiem duże nadzieje, przynajmniej na miarę powrotu do górnej ósemki tabeli ekstraklasy jeszcze w tych rozgrywkach.
Podzielamy tę wiarę lecz naszym zdaniem warto zwrócić uwagę na drugą stronę tego samego medalu. Sebastian Mila sam meczów wygrywać nie będzie, natomiast brak mocnego wsparcia reszty zespołu i wynikające stąd kiepskie wyniki w rundzie wiosennej, może okupić nie tylko wywołaniem rozczarowania wśród gdańskich kibiców i władz klubu ale także utratą statusu reprezentanta Polski. Ligowi outsiderzy raczej nie stanowią naturalnego zaplecza kadry narodowej. Marzy nam się zatem Lechia doszlusowująca do poziomu Sebastiana Mili, nie zaś – on sam adaptujący się do nowego zespołu w jego dotychczasowej, jednoznacznie miernej, dyspozycji.
Tekst i zdjęcia:
H. Jez.