USZCZELKI NA MIARĘ
Młodsi Czytelnicy „MOTO” przyjmą tę informację z niedowierzaniem lecz zaręczam, że jeszcze trzydzieści lat temu problemy nie tyle z kupnem, co wręcz zdobyciem uszczelek samochodowych spędzały sen z powiek niejednemu zaopatrzeniowcowi, mechanikowi czy właścicielowi sklepu. Ba, uszczelka jako symbol czegoś równie pożądanego, co nieosiągalnego robiła wówczas karierę porównywalną z dzisiejszą Dodą, stając się bohaterem licznych publikacji, filmów, a nawet serialu telewizyjnego.
Barbara Klein, współwłaścicielka (wraz z mężem Grzegorzem) Zakładu Produkcyjno-Usługowego „Oliwa” (obydwoje na zdjęciu niżej) dobrze pamięta drugą połowę lat 70-ych ubiegłego wieku, gdy pod zakładem – prowadzonym wówczas przez jej ojca, Czesława Kawalę – ustawiały się kolejki handlowców z całej Polski, a sprawiedliwy rozdział deficytowego towaru był kontrolowany przez odbiorców równie skrupulatnie jak bicie złotych monet.
Deficytowy był również surowiec do produkcji uszczelek. W warunkach socjalistycznej gospodarki permanentnego niedoboru rzemieślnicy otrzymywali materiał z tzw. rozdzielnika, toteż pan Czesław nie raz wojażował za granicę do Klingera, aby tam „zorganizować” choćby poprodukcyjne ścinki. Inna rzecz, że robota szła wówczas pełną parą. W swoim najlepszym okresie firma zatrudniała 17 pracowników, podejmując się produkcji liczonej w dziesiątkach tysięcy sztuk, dla Polskiego Fiata, Wartburga czy Trabanta.
O dziwo, załamanie nastąpiło na początku lat 90-ych, już w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Barbara Klein tak tłumaczy przyczyny tego stanu:
– Podczas przechodzenia na materiały bezazbestowe do produkcji uszczelek postanowiliśmy działać w absolutnej zgodzie z literą prawa. Nie tylko przestroiliśmy całą produkcję, ale także uzyskaliśmy wszystkie wymagane certyfikaty. To kosztowało sporo czasu i pieniędzy. Tymczasem inni produkowali tak jak dotychczas, a zapowiadane rygory w postaci absolutnego zakazu handlu uszczelkami z azbestem jakoś nie zostały zrealizowane. Mimo wszystko, nie żałujemy tamtych starań. Oprócz certyfikatów mamy także świadomość oferowania klientom produktu najwyższej jakości, wykonanego z bezazbestowych materiałów takich firm jak Klinger, Reinz, Frenzelit czy naszego Gambitu i Polonitu.
Specjalnością ZPU „Oliwa” stało się wypełnianie rynkowych niszy i produkcja uszczelek w asortymencie oraz w ilościach, jakie nie interesują potentatów. Na ulicę Słupską w Gdańsku trafiają głównie zamówienia od warsztatów lub pasjonatów remontujących nietypowe modele aut, old-timery oraz motocykle i samochody do sportowego wyczynu. Klient przynosi albo starą uszczelkę, albo część do której uszczelka ma być dorobiona. Reszta to zadanie dla doświadczonych pracowników dysponujących dobrymi surowcami oraz nowoczesną technologią i oprzyrządowaniem.
Od dziesięciu lat „Oliwa” poszczycić się może licznymi odbiorcami spoza motoryzacji, reprezentującymi zwłaszcza specjalności wybitnie wybrzeżowe, tj. przemysł stoczniowy i… bursztyniarski. Drugi z wymienionych segmentów stanowi spore wyzwanie technologiczne bowiem tzw. klarowanie bursztynu w autoklawach odbywa się nie tylko pod wysokim ciśnieniem ale także w temperaturze dochodzącej do 1000 st. C.
W produkcyjnej ofercie gdańskiego zakładu doliczyć się można ponad pół tysiąca różnych uszczelek pod głowice, kolektory, rury wydechowe, rozrządy, pokrywy zaworów, miski olejowe, pompy paliwa, pompy wody, skrzynie biegów i gaźniki. Nie wszystkie można wykonać korzystając ze specjalistycznych wykrojników oraz maszyn. Nadal pozostaje zatem w cenie ręczna robota wykonywana przez trzech fachowców. Niewielu, zważywszy stan zatrudnienia sprzed lat trzydziestu lecz ta różnica to nie tylko konsekwencja innej skali produkcji ale także jej znacznego zautomatyzowania.
Ponadto, „oddelegowana” do prac handlowo-biurowych pani Barbara oraz odpowiedzialny za sprawy techniczne pan Grzegorz zdecydowanie preferują rodzinny charakter firmy. Zwłaszcza, że są następcy i szansa na kontynuację tradycji liczonej od 1957 roku.
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(17.01.2008)