VOLKSWAGEN GOLF V
DEFINITYWNE POŻEGNANIE LUDU
Wprawdzie Volkswagen Golf piątej generacji trafił na okładkę i do wnętrza „MOTO” już w lipcu ub. r., a więc kilka miesięcy przed jego oficjalną premierą lecz była to prezentacja bez możliwości osobistego zweryfikowania prawdziwości nadesłanych materiałów prasowych. Na takowe przyszło poczekać do 20 stycznia br., kiedy to kilkudziesięciu dziennikarzy z całej Polski miało okazję sprawdzić Golfa V w warunkach zimowych, czyli ponadprzeciętnie trudnych.
Zacznijmy od sprawy zasadniczej. Wbrew treści zawartej w nazwie marki oraz deklaracjom producenta najpopularniejszego z niemieckich samochodów (ponad 22 mln sprzedanych aut w ciągu 30 lat!) nie jest to już samochód dla ludu. Powątpiewamy bardzo w firmowe zapewnienia, że „nowy Golf, podobnie jak poprzednie modele, znajdzie nabywców we wszystkich warstwach społecznych, niezależnie od wykształcenia i dochodów”. Wydaje się, iż mniej zamożni wielbiciele kultowego modelu będą musieli albo zupełnie zmienić obiekt zainteresowania, albo wziąć na wstrzymanie i poczekać, aż nowy Golf stanie się samochodem mniej nowym i dzięki temu bardziej dostępnym.
Najtańsza wersja „piątki” w najskromniejszej wersji wyposażenia (Trendline) z silnikiem benzynowym o pojemności 1,4 litra i mocy 75 KM kosztuje bowiem dokładnie 57.240 zł, tj. o blisko 10 tys. zł niż najtańsza „czwórka”. Niżej podpisany do jazd próbnych wybrał coś bardziej eleganckiego i dynamicznego (wersja Comfortline z turbodieslem o pojemności 1,9 litra i mocy 105 KM) lecz za takie auto trzeba zapłacić już 75.140 zł. Ba, i tak daleko mu do ceny wersji Sportline napędzanej 2-litrowym turbodieslem o mocy 140 KM, wynoszącej dokładnie 82.740 zł.
Gwoli ścisłości – cenowy „awans” Golfów nie znalazł również zrozumienia wśród znacznie zamożniejszych Niemców i nad głowami menedżerów Volkswagena gromadzą się ciemne chmury. Kto wie, czy prezes Bernd Pischetsrieder rychło nie podzieli losu swojego poprzednika Ferdinanda Piecha, który w kwietniu 2002 roku przypłacił stanowiskiem wybujałe ambicje uczynienia koncernu VW liderem pod względem najbardziej zaawansowanych (czytaj: najdroższych) technologii, dokładając do tego zakup – za 2 mld euro – tak ekskluzywnych firm, jak Bentley, Bugatti i Lamborghini. Pozostawmy jednak ten problem Niemcom.
Mimo wszystko, należy podkreślić, że w wyższych cenach nowego Golfa nie ma żadnego szalbierstwa. To naprawdę udany samochód. Nawiązując do dotychczasowej stylistyki nadwozia zdecydowanie odbiega od swoich poprzedników pod wieloma względami. Przede wszystkim – jest znacznie większy w każdym wymiarze (szerokość 1759 + 24 mm, wysokość 1483 + 39 mm, długość 4.204 + 57 mm), przesuwając się wyraźnie w stronę wyższej klasy samochodów. Wspomnieć należy także o charakterystycznym sposobie wytłoczenia blach, który przydaje autu optycznej dynamiki i siły.
Zajmując miejsce za kierownicą Golfa V nie spodziewajmy się fajerwerków doznań estetycznych, bo takowe są nie niemiecką lecz francuską lub włoską specjalnością. W Golfie wszystko jest jak w domu Hansa oraz Helgi, czyli na miejscu i poukładane. Osoby, które miały okazję jeździć Golfem poprzedniej generacji nie powinny mieć żadnych problemów z odszukaniem właściwego zegara czy użyciem wybranego manipulatora. Przejrzysta i ergonomiczna „architektura” deski rozdzielczej w połączeniu ze starannym wykończeniem i połączeniem jej detali jest w stanie zadowolić każdego zwolennika harmonii między formą i treścią.
Ruszamy zachowując pełny kontakt z dopasowanym fotelem oraz doświadczając szczególnej wygody w prowadzeniu auta. Już po kilkunastu minutach jazdy doznajemy uczucia pełnej integracji z samochodem. Mamy pełny przegląd sytuacji na drodze, czujemy gabaryty auta, wiemy jak „zbiera” nierówności nawierzchni drogi i czego możemy oczekiwać od ponad 100-konnego, cicho mruczącego turbodiesla.
A są to wrażenia więcej niż satysfakcjonujące. Dotyczy to zwłaszcza pracy nowego zawieszenia, udanie łączącego komfort z dynamiką jazdy i harmonijnie współgrającego z silnikiem, nie najmocniejszym wprawdzie lecz wystarczającym do uczynienia Golfa samochodem żwawym i zarazem tanim w eksploatacji. Szkoda, że aby tego doświadczyć trzeba najpierw pokonać barierę cenową. Ten, komu to się uda z pewnością nie będzie żałował. Piąta generacja Golfa nie tylko kultywuje najlepsze tradycje swojej marki ale dodatkowo wprowadza ją na salony wypełnione klientami o wyższych wymaganiach. A co z mniej zamożnym ludem? Nic. Niemiecki ma w odwodzie VW Polo, natomiast polski może przerzucić swoje uczucia na… Skodę Fabia (też z Grupy Volskwagena) lub poczekać parę lat na pierwsze ogłoszenia w działach „samochody używane”.
Henryk Jezierski