OCZY SZEROKO ZAROPIAŁE
Potężna i, niestety, wyraźnie jednostronna wrzawa wokół tzw. biopaliw ma dla niżej podpisanego istotny walor… motywacyjny. Przykład tego, co działo się i dzieje nadal wokół sejmowego projektu „o organizacji rynku biopaliw ciekłych oraz biokomponentów do ich produkcji” przekonuje bowiem najwymowniej, że nawet w systemie udającym wolnorynkowy żadna dziedzina gospodarki nie może pozostać poza wpływami polityki. Ba, akurat motoryzacja okazuje się branżą szczególnie podatną na manipulacje ze strony „wybrańców ludu”. Teraz każdego, kto zarzuci mi poświęcanie części łamów pisma tematyce wybiegającej poza zaglądanie pod maskę kolejnych modeli samochodów będę mógł traktować albo jako osobę wyjątkowo naiwną, albo… prowokatora żywotnie zainteresowanego tym, aby monopol na łączenie tematyki politycznej z motoryzacyjną miała tylko „Gazeta Wyborcza” i jej medialne popłuczyny.
NA CZYM JEDZIEMY?
Pod takim właśnie tytułem, ponad 22 lata temu – dokładnie 31 sierpnia 1980 roku – na łamach gdańskiego tygodnika społecznego „Czas” ukazał się obszerny tekst mojego autorstwa poświęcony fatalnej jakości polskich paliw (konkretnie benzyny etylizowanej o liczbie oktanowej 94, zwanej wówczas potocznie „żółtą”), co powodowało m.in. występowanie tzw. spalania detonacyjnego w silnikach włoskiej konstrukcji, napędzających samochody opuszczające taśmy FSO oraz FSM. Po kilku miesiącach reporterskich dociekań i wizyt w dziesiątkach instytucji na terenie całego kraju (były to m.in. Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Samochodów Osobowych przy FSO w Warszawie, Instytut Technologii Nafty w Krakowie, Centrala Produktów Naftowych w Warszawie, Przemysłowy Instytut Motoryzacji w Warszawie oraz Zjednoczenie Przemysłu Rafineryjnego i Petrochemicznego „Petrochemia” w Krakowie) udało mi się ustalić, iż głównym powodem gorszej jakości polskiego paliwa jest niewielka zmiana normy dotyczącej paliw silnikowych benzynowych PN-66(C-96025). W wyniku tej korekty zrezygnowano z określania liczby oktanowej metodą motorową, pozwalającą precyzyjniej niż obowiązująca metoda badawcza sprawdzić jakość benzyny. Skutki urzędniczego retuszu wymownie oddaje poniższy fragment tekstu z „Czasu”:
„… Zestawienie parametrów naszej etyliny 94 z zachodnioniemiecką „normal”, pozwala stwierdzić, iż ta ostatnia mimo niższej liczby oktanowej (91 – przyp. H. Jez.) charakteryzuje się m.in. mniejszą zawartością ołowiu, większą prężnością par oraz niższymi temperaturami destylacji. Są to cechy, które w znaczny sposób rzutują na energetyczne „osiągi” paliwa i jego szkodliwość dla otoczenia. Co istotniejsze, norma RFN-owska obok oznaczania liczby oktanowej metodą badawczą wymaga również stosowania metody motorowej…”
Posierpniowe przeobrażenia przyniosły poważniejsze wyzwania niż jakość paliw toteż sprawa poruszona w tygodniku „Czas” nie miała swojego ciągu dalszego. Problem jednak pozostał aktualny do dzisiaj. Owszem, zamiast etyliny 78 („niebieskiej”) i 94 („żółtej”) mamy benzynę bezołowiową 95- i 98-oktanową, a olej napędowy charakteryzuje się mniejszą zawartością siarki i większą odpornością na niskie temperatury lecz rzetelna kontrola parametrów paliwa – kluczowych dla optymalnej pracy silnika – nadal pozostaje w sferze marzeń. Ba, można powiedzieć że jest gorzej niż było jeszcze kilka lat temu, gdy CPN-owska sieć około 1300 stacji paliw pozostawała poza strukturą PKN Orlen i handlowcy mogli wymuszać na producentach dostarczanie dobrego towaru. Zwłaszcza, że CPN dysponowała własnymi laboratoriami, pozwalającymi kontrolować zarówno to, co wypływa z węża na stacji jak i to, co wlewane jest do cystern w rafinerii.
Tym sposobem histeryczna reakcja wielu użytkowników samochodów na wieść o zamiarze wprowadzenia w życie ustawy biopaliwowej przypomina pretensje biesiadnika o to, że nalano mu do drinka za dużo soku, gdy tymczasem na kiepski smak napoju zasadniczy wpływ ma wódka mocno rozcieńczona chlorowaną wodą z kranu. Ile bowiem osób w Polsce wie, iż obydwie polskie rafinerie – płocka i gdańska – od dawna stosują różne domieszki do produkowanych paliw? Kto, nawet spośród mieszkańców Wybrzeża, ma świadomość, że Rafineria Gdańska od 2001 roku dodaje 4,5 do 5 proc. tzw. ekokomponentów aż do blisko dwóch trzecich całej produkcji benzyny? Jak wreszcie wytłumaczyć fakt, że z Czech do Polski importowane były (może zresztą jeszcze są?) znaczne ilości oleju napędowego zawierającego nie 5 lecz… 30 proc. rzepakowych estrów?
Tylko czekać, gdy w technologii silników spalinowych zacznie obowiązywać teoria na miarę Nobla i Nagrody Leninowskiej razem wziętych: biopaliwa szkodzą dopiero wówczas, gdy ogłosi to „Gazeta Wyborcza” i wtórujące jej kundelki z innych środków przykazu…
CZERWONI MIESZAJĄ PO SWOJEMU
Zarówno PKN Orlen jak i Rafineria Gdańska są przedsiębiorstwami kontrolowanymi przez Skarb Państwa, ten zaś stanowi własność całego społeczeństwa. Wydawałoby się zatem, iż psim obowiązkiem dobrze opłacanych menedżerów jest umiejętne godzenie dbałości o dobrą kondycję ekonomiczną firmy z podejmowaniem wyzwań sprzyjających całej gospodarce państwa.
Do realizacji takich celów biopaliwa nadają się znakomicie. Wykorzystanie do produkcji benzyn silnikowych 4,5-procentowej domieszki alkoholu etylowego zwanego bioetanolem i otrzymywanego z żyta oraz pszenicy, natomiast do produkcji oleju napędowego 5-procentowej domieszki estrów metylowych, wytwarzanych z rzepaku nie jest skomplikowane technicznie, sprzyja ochronie środowiska, zmniejsza uzależnienie od dostaw coraz droższej ropy naftowej, a ponadto – pozwala uaktywnić rodzime rolnictwo. Podjąć produkcję w około sześciuset zamkniętych gorzelniach, zagospodarować półtora miliona hektarów nieużytków, wybudować dziesiątki lokalnych zakładów przetwórczych, stworzyć od 70 do 100 tys. stanowisk pracy. Same korzyści, żadnych racjonalnych przeciwwskazań. Ba, wprawdzie dla niżej podpisanego to żaden argument lecz gwoli usatysfakcjonowania „europejsów” warto wspomnieć, iż w tym samym kierunku podążają największe kraje Unii Europejskiej.
I co? Odpowiedzieć: „I nic” to stanowczo za mało. Państwowe de facto rafinerie nie tylko zbyły milczeniem to oczywiste wyzwanie techniczne, społeczne i gospodarcze ale wręcz zareagowały niczym strategiczny wróg Polski. Dotyczy to zwłaszcza PKN Orlen, który zainwestował potężne środki w zablokowanie ustawy biopaliwowej. Wśród oficjalnych przyczyn tej zadziwiającej krucjaty wymienia się fakt, że istniejące obecnie w rafinerii płockiej instalacje pozwalają na stosowanie domieszek nie przekraczających 3,0 proc., a nowe wymagają kosztownych inwestycji i czasu na ich wdrożenie. Nieoficjalnie w grę wchodzi obawa przed – wymuszana nową ustawą – dokładniejszą kontrolą i staranniejszym egzekwowaniem jakości paliw jeszcze w fazie ich produkcji, co mogłoby pozbawić krociowych zysków gangi działające wewnątrz rafinerii. Niebezpieczeństwo rozwarstwienia bioetanolu z benzyną wymusza bowiem znaczne ograniczenie dopuszczalnej zawartości wody w obydwu składnikach. Tymczasem „chrzczenie” paliw to najpopularniejszy ze złodziejskich procederów.
Chcieliśmy sprawdzić rzecz u źródeł. Bez domysłów i dywagacji. W piątek, 20 grudnia 2002 zgłosiłem się osobiście do Marcina Zachowicza, rzecznika prasowego Rafinerii Gdańskiej S.A. prosząc o kontakt z pracownikami kompetentnymi w sprawach biopaliw. Rzecznik obiecał, że otrzymam odpowiedź w poniedziałek, 23 grudnia. Obietnicy nie dotrzymał. Po miesiącu bezskutecznego oczekiwania uznałem, że granice mojej cierpliwości zostały znacznie przekroczone, Prawo Prasowe również, a sam M. Zachowicz to albo wyjątkowy dyletant, albo wyjątkowy cham. Nie wykluczyłem również łącznego występowania obydwu cech. A ponieważ walka z chamstwem i dyletanctwem jest obowiązkiem każdego dziennikarza, więc 20 stycznia br. dostarczyłem – również osobiście – pismo do prezesa zarządu Rafinerii Gdańskiej, Pawła Olechnowicza przedstawiając precyzyjnie całą sprawę i oczekując stosownej reakcji. Minęły kolejne dwa tygodnie, reakcji nie było, co pozwala założyć, iż rzecznik działał za przyzwoleniem prezesa. Domyślności czytelników pozostawiam odpowiedź na pytanie, czy Olechnowicza charakteryzują cechy podobne do tych, jakie obnażył jego podwładny.
Jeszcze ciekawiej przebiegały próby nawiązania kontaktu z PKN Orlen. Zaczęło się 14 grudnia 2002 od wysłania do Krzysztofa Rogali, rzecznika prasowego PKN Orlen pisma, w którym poprosiłem o przedstawienie oficjalnego stanowiska spółki wobec ustawy biopaliwowej lub – ogólnie – opinii na temat wykorzystania biokomponentów w produkcji paliw. Odpowiedzi nie było, toteż podczas styczniowego pobytu w Warszawie próbowałem wyjaśnić rzecz osobiście. Rzecznik Rogala wykazał się maksymalną czujnością i rozmawiać bezpośrednio z dziennikarzem nie chciał. Zamiast przedstawienia stanowiska PKN Orlen zaproponował mi lekturę… „Gazety Wyborczej”.
Podziękowałem serdecznie i szczerze bowiem ten fragment wypowiedzi K. Rogali okazał się dla mnie ostatnim brakującym, a zarazem oficjalnie potwierdzonym, ogniwem do wyjaśnienia roli, jaką słynący z „niezależności i dziennikarskiej uczciwości” organ Adama Michnika odegrał w całej sprawie.
AGITATORZY JAKO AKWIZYTORZY
Gdy czytałem kolejne ataki na sejmową ustawę o biopaliwach, publikowane w „Gazecie Wyborczej” nie mogłem zrozumieć, dlaczego podpisuje się pod nimi niejaki Andrzej Kublik (na zdjęciu obok), ponoć czołowy publicysta ekonomiczny ww. tytułu, a nie np. wspomniany wcześniej K. Rogala lub inny przedstawiciel PKN Orlen. Tak jednostronnej, nierzetelnej i próbującej działać na najniższych instynktach (łącznie ze straszeniem czytelników) agitki nie widziałem od dawna. Na dowód próbka kublikowego stylu: „Aby uniknąć odpowiedzialności za naprawy silników, sprzedawcy nowych aut mogą po prostu wyłączyć je z ochrony gwarancyjnej, uzasadniając to stosowaniem przez kierowców niewłaściwego paliwa”. Tymczasem absolutna większość przedstawicieli koncernów samochodowych działających na polskim rynku nie dawała jednoznacznych werdyktów w tej kwestii, czekając na decyzje swoich central.
Treść i forma cytowanego wyżej artykułu samorzutnie narzucała przekonanie o jakimś tajemniczym układzie między PKN Orlen, a „dziennikarzem” z michnikowego zespołu. Potwierdzenie takiej tezy znalazłem 10 grudnia 2002 podczas konferencji prasowej z Adamem Kołodziejczykiem, prezesem zarządu i dyrektorem generalnym Ford Polska. Gospodarz spotkania zapytany o biopaliwa, stwierdził co następuje:
– PKN Orlen zwrócił się do nas w kwestii ewentualnego wpływu tych domieszek na pracę silników. Poprosiłem o opinię dział techniczny Ford Europe, a gdy nadeszła – przekazałem koncernowi. Nie wiem, jakim sposobem i dlaczego znalazła się ona w „Gazecie Wyborczej”.
My też nie wiemy ale domyślamy się i to nie tylko dzięki K. Rogali odsyłającego nas do lektury publikacji A. Kublika. Już po rozmowie w warszawskiej siedzibie PKN Orlen trafiliśmy na interesujące odpryski cichej rywalizacji o wpływy i czytelników między „Rzeczpospolitą” oraz „Gazetą Wyborczą”. Na internetowej stronie pierwszej z wymienionych gazet (www.rzeczpospolita.pl) znaleźliśmy obszerny tekst pt. „Wojna o biopaliwa, czyli lobbing po polsku”, który zaczyna się następująco:
„W czwartek, 21 listopada zadzwonił do nas lobbysta: – Mam ciekawe ekspertyzy, wynika z nich, że po wprowadzeniu ustawy o biopaliwach będą się psuły silniki w samochodach. Właśnie chcą ją przepchnąć w parlamencie. Zadzwonię później. Telefon po dwóch godzinach: – Sorry, ale tą sprawą zajmuje się już (tu pada nazwisko znanej redakcji i znanego dziennikarza).
Telefony były dziwne, ale zapomnieliśmy o nich. Do czasu, kiedy zauważyliśmy, że w różnych gazetach pojawiają się teksty pod tezę, którą podsuwał nam nasz rozmówca…” .
DWIE WIZJE LOBBINGU
„Lobbystą”, który chciał wesprzeć działania PKN Orlen publikacjami w „Rzeczpospolitej” lecz ostatecznie postawił jeszcze na zdecydowanie większy organ, czyli „Gazetę Wyborczą” okazał się niejaki Piotr Niemczyk pełniący aktualnie funkcję sekretarza generalnego… Unii Wolności. Do wyjaśnienia pozostają motywy kierujące setkami naśladowców Kublika z telewizji, radia i prasy pomniejszej rangi. Moim zdaniem były to motywy różne; od ewidentnej głupoty i nieznajomości tematu aż do chęci zyskania wdzięczności – także materialnej – kacyków z PKN Orlen i ich reprezentantów (konkretnie była to agencja Spin Communications). Prawdopodobna wydaje się także wersja z „Gazetą Wyborczą” jako swoistym przewodnikiem stada medialnych kundli zawsze gotowych szczekać na melodię podaną przez Michnika. Obojętnie, czy rzecz dotyczy biopaliw czy np. Radia Maryja.
Dziennikarze „Rzeczpospolitej” w swoje publikacji zdają się stawiać znak równości między lobbingiem tzw. biopaliwowców i lobbingiem PKN Orlen. To mniej więcej tak, jakby jednakowym prawem do wyboru celu podróży obdarzyć właściciela samochodu i tego, kto zamierza mu ten samochód ukraść. Wskazywany najczęściej na wodza lobby biopaliwowego Aleksander Gudzowaty (akurat przyjaciel wielu wysokich funkcjonariuszy SLD) chce za kilka lat kontrolować 10 proc. rynku estrów rzepakowych i 20 proc. produkcji spirytusu odwodnionego. Aby zrealizować ten cel – jakże daleki do uzyskania pozycji monopolisty – musi wyłożyć z własnej kieszeni miliony złotych na niezbędne inwestycje.
Jeszcze śmieszniej wygląda stawianie w roli lobbystów wiceministra rolnictwa i paru posłów, którzy posiadają łącznie mniej niż jedną setną polskich gorzelni. Reszta rzepakowego przedsięwzięcia nie tyle pozwala, co wręcz wymusza zagospodarowanie leżącej odłogiem ziemi oraz wykorzystanie inicjatywy i pieniędzy tysięcy lokalnych przedsiębiorców i rolników. Daj nam, Panie Boże takich „lobbystów” np. w górnictwie, hutnictwie, bankowości czy gospodarce morskiej.
A co mamy po drugiej stronie? Lobby złożone z kolejnych użytkowników (zmieniają się w rytm wyborów parlamentarnych) intratnego, bo państwowego i zachowującego niekwestionowany monopol, koryta. Ludzi zainteresowanych, aby jak najwięcej „wyrwać” z firm takich jak PKN Orlen, Rafineria Gdańska i dziesiątki innych. Dla siebie, dla znajomych, dla partii lub kliki która zapewniła im posady prezesów, członków zarządu, dyrektorów itp. Obecny szef PKN Orlen, niejaki Zbigniew Wróbel z wykształcenia jest akwizytorem usług turystycznych (nazywają to „marketingiem”), z układów – człowiekiem prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego i komuszej frakcji zwanej – od siedziby dawnego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich – „Ordynacką”. Czy taki „fachowiec” ma jakąś potrzebę podejmowania przedsięwzięć, które w dalszej perspektywie służyłyby interesom państwa, dawały pracę polskim rolnikom, ograniczały import coraz droższej ropy naftowej? Pytanie, oczywiście, retoryczne.
ODROBINA OLEJU, NIEKONIECZNIE RZEPAKOWEGO
Nachalna i – póki co, – skuteczna ekspansja lobbystów zaropiałych jakoś mnie nie dziwi, gorzej z naiwnością, a nawet głupotą użytkowników samochodów. Jeśli „dziennikarze” w rodzaju A. Kublika i jemu podobnych mają tak hipnotyczny wpływ na świadomość ludzi, którzy z samej racji prowadzenia „czterech kółek” powinni mieć odrobinę tzw. kultury technicznej, to przestaje dziwić wyjątkowa podatność Polaków na prounijne pranie mózgu. Już sam fakt dotychczasowego stosowania biokomponentów w paliwach wytwarzanych przez rafinerie w Płocku i Gdańsku – w dodatku bez żadnej wiarygodnej kontroli – definitywnie przekreśla wszelkie argumenty lobbystów zaropiałych i wspierających ich mocno tzw. użytecznych idiotów.
Ale przecież nie oznacza to identycznego potraktowania argumentów strony przeciwnej. Zwłaszcza, że prezentują je ludzie cokolwiek lepiej wykształceni od agitatora-akwizytora z „Gazety Wyborczej”. Posłużę się tutaj choćby nazwiskami Małgorzaty Niepokulczyckiej, prezes Federacji Konsumentów (pytanie gdzie była i co robiła, gdy dolewano nam biokomponentów bez czekania na ustawę?) oraz Wojciecha Drzewieckiego, szefa firmy „Samar” znanego mi dotychczas z zestawiania słupków określających sprzedaż nowych samochodów. Nie od rzeczy byłoby wspomnieć o wtórujących Kublikowi „naukowcach” z uczelni technicznych reprezentujących poziom, pasujący jako żywo do hasła sprzed laty: „WSI w każdej wsi”. Mniej zorientowanych informuję, że WSI to skrót od Wyższej Szkoły Inżynierskiej.
Zacznijmy od źródeł. Kiedy wybitny niemiecki konstruktor i przemysłowiec Nikolaus August Otto (1832-1891) pracował nad wykorzystaniem praw termodynamiki do zbudowania silnika, to do eksperymentów używał… czystego spirytusu. Takim też paliwem zasilany był pierwszy czterosuwowy spalinowy silnik tłokowy wynaleziony przez N. A. Otto w 1876 roku. Mamy również historyczny wątek polski, bowiem już w latach 1928-30 z inicjatywy Polskiego Monopolu Spirytusowego, współpracującego z Politechniką Warszawską przeprowadzano udane eksperymenty z mieszankami benzynowo-spirytusowymi.
Obecnie nad biopaliwami pracują w Polsce głównie naukowcy wojskowi. Janusz Kolczyński, dyrektor Wojskowego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Materiałów Pędnych i Smarów uważa, że w dyskusji na temat zawartości ekokomponentów w benzynie dominują rozgrywki polityczne i dodaje:
– Nie spodziewam się żadnych problemów ze stosowaniem estrów metylowych w oleju napędowym w ilości do 5 proc. i bioetanolu w benzynie na poziomie do 4,5 proc. Potwierdzają to badania naukowców amerykańskich, niemieckich, francuskich i australijskich.
Wyższa Oficerska Szkoła Wojsk Lądowych we Wrocławiu zajmuje się problemem biopaliw od 1993 roku. Najpierw testowano surowy olej rzepakowy. Ostatecznie zdecydowano się na wprowadzenie paliwa z 30-procentową zawartością biokomponentów, zarówno estrów oleju rzepakowego, jak i etanolu. Obecnie takim paliwem zasilanych jest kilka wrocławskich autobusów. Naukowcy z tej uczelni twierdzą, że paliwo ma lepszą smarowność, mniejszą toksyczność, a także odporność na niskie temperatury.
Zbigniew Pągowski z Instytutu Lotnictwa uważa biopaliwa za przyszłość dla lotnictwa, które będzie wycofywać paliwa ołowiowe. Zmniejszenie związków kancerogennych (rakotwórczych – przyp. H. Jez.) nawet do 80 proc. i zadymienia to niektóre korzyści ze stosowania paliwa ekologicznego.
Warto przytoczyć także opinię dr. Ludwika Kossowicza z Instytutu Technologii Nafty, zaprezentowaną w „Kurierze Daewoo” z grudnia 2002, zwłaszcza, że adresowana jest ona do setek tysięcy użytkowników samochodów jednej z dwóch najpopularniejszych w Polsce marek, a ponadto zawiera istotny wątek wybrzeżowy:
– W 1994 roku benzynę z dodatkiem etanolu zaczęła wytwarzać Rafineria Gdańska na poziomie 500-700 tys. ton rocznie i nie zanotowano żadnych uwag, reklamacji i awarii. To paliwo odpowiada wszystkim normom, w szczególności normom unijnym (EN-228). Wieloletnie badania dowiodły, że warunkiem dobrej jakości mieszanki jest specjalny skład benzyny bazowej i dodatek bezwodnego spirytusu ściśle na poziomie między 4,5 a 5 proc. objętości. Alkohol ma wprawdzie niższą wartość energetyczną od benzyny, ale taka właśnie proporcja gwarantuje, że wzrost zużycia paliwa i spadek dynamiki jest tak znikomy, że do pominięcia.
Jeszcze jeden dowód na to, że szkodliwość bądź nieszkodliwość stosowania domieszek do paliwa zależy wyłącznie od aktualnych preferencji politycznych (i potrzeb finansowych) bolszewii w jej różnych wersjach; od UW-eckiej poprzez PO-wską aż do SLD-owskiej.
SEJM OKRĄGŁY CZY OBROTOWY?
Interesująca w całej sprawie wydaje się postawa wybrańców narodu, podejmujących wiążące decyzje w okrągłej sali plenarnej przy ul. Wiejskiej. 13 listopada 2002 za ustawą o biopaliwach głosowało 353 posłów, przeciw 31, wstrzymało się 4. Takiej jednomyślności nie było od dawna. Argumenty zwolenników były wprawdzie różne lecz najczęściej podkreślano, że nowy akt rozrusza rolnictwo, da zarobek gorzelnikom i producentom rzepaku, poprawi czystość spalin, a ponadto jest zapisany w umowie koalicyjnej między SLD i PSL oraz pozostaje zgodny z tendencjami obowiązującymi w UE. Istna harmonia.
Wystarczyła jednak medialna kampania zainspirowana przez PKN Orlen przy wsparciu gen-seka Unii Wolności i organu Michnika, aby ustawodawczy monolit zaczął pękać. Ba, po decyzji prezydenta Kwaśniewskiego można wręcz mówić o tym, że skruszał zupełnie. Najpierw „dali tyły” posłowie Platformy Obywatelskiej, później deklarację lojalności wobec „prezydenta wszystkich Polaków” złożyli czerwoni z koalicji SLD-UP. Odrzucenie ustawy wydaje się więc przesądzone.
Niżej podpisanego dziwi nieco ewolucja poglądów A. Kwaśniewskiego. Po tym, jak usiłował wejść do służbowej limuzyny marki BMW przez… bagażnik, traktowałem go jako człowieka bardzo otwartego na nowatorskie rozwiązania w motoryzacji. Myślałem nawet o ufundowaniu dla prezydenta RP specjalnej nagrody „MOTO”, np. za wytyczanie nieszablonowych kierunków. Odpuściłem, żeby ktoś nie pomyślał, że w ten sposób zabiegam o prezydenckie względy. Teraz z kolei nie ma żadnych podstaw do naprawienia błędu, bowiem „Kwas” alkohol w paliwie zawetował. Może widzi dla tego płynu lepsze miejsce gdzie indziej? A może zaropiały mu oczy, wskutek czego prędzej wyrazi pilną potrzebę przelewania polskiej krwi w intencji realizowania obcych interesów na Bliskim Wschodzie niż poprze wizję stworzenia w Polsce nowych miejsc pracy za cenę nieznacznego nawet obniżenia krociowych zysków nafciarzy?
Henryk Jezierski
(27.02.2003)
P.S.
Przy okazji – chętnie opublikujemy w „MOTO” wykaz wszystkich koncernów samochodowych, których polscy reprezentanci z kilkuprocentowych domieszek biokomponentów próbowali uczynić argument wystarczający np. do ograniczania gwarancji na silniki. Świadczyłoby to bowiem, iż są to silniki wyjątkowo podłej jakości. Ponadto nie nadają się do eksploatacji nawet teraz, gdyż ustawy biopaliwowej jeszcze nie ma, a domieszki już są i to znacznie gorsze niż proponowane 4,5 proc. bioetanolu w benzynie czy podobna ilość estrów rzepakowych w oleju napędowym. Każdy kij bowiem, panowie „fachowcy” od wspierania Kublika, Wróbla, „Kwaśniewskiego” i im podobnych, ma też swój drugi koniec.
H. Jez.