OFENSYWA KUGLARZY
“Jestem Europejczykiem” – deklaruje z potężnych billboardów niejaki Michał Żebrowski i potwierdza tę deklarację postawieniem „ptaszka” w kratce oznaczającej poparcie dla wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. To mniej więcej tak, jakby wyrażać miłość do bliźnich wbijając jednocześnie nóż w plecy najbliższemu sąsiadowi. Gdyby M Żebrowski był rzeczywiście Europejczykiem, wówczas nie optowałby za strukturą, która ma za zadanie – czyniąc to dotychczas nadzwyczaj skutecznie – zamienić Europę w internacjonalistyczny kołchoz, nadzorowany przez egzekutywę usadowioną tym razem nie w Moskwie lecz w Brukseli oraz kontrolowaną przez masonów, lichwiarzy i wyznawców ideologii zasadnie zwanej żydokomuną.
Sęk w tym, że M. Żebrowski jest przede wszystkim komediantem (współcześnie mówi się: “aktorem „), która to profesja ma rodowód kuglarski i polega na umiejętności zagrania każdej zadanej roli, nie wyłączając roli europejsa gotowego przekształcić suwerenny kraj w zlepek regionów, skazanych na łaskę i niełaskę brukselskich urzędników.
Cechą komedianta jest także to, że potrafi on zagrać na emocjach widzów, wywołując odpowiednie ich reakcje, często nie pozostające w żadnym związku z logiczną, opartą nie na sercu lecz rozumie, analizą sytuacji. W takim choćby kontekście komedianci znakomicie nadają się na sugestywnych agitatorów prounijnych. Ba, mogą w tej roli czuć się bardzo bezpiecznie, tłumacząc – gdyby np. akces Polski do UE przyniósł skutki odwrotne od reklamowanych – że oni tylko wykonywali swoją profesję, co nie manic wspólnego z ich osobistymi poglądami i decyzjami. Przypomina mi się tutaj casus Daniela Olbrychskiego, który nie miał nic przeciwko zagraniu roli hitlerowskiego oficera w jakimś francuskim filmie, by następnie publicznie – w obecności zaproszonej ekipy telewizyjnej – posiekać szablą swoją fotografię z tegoż filmu. Widocznie uznał, że akurat teraz ta rola może zaszkodzić mu w komedianckiej karierze na rynku polskim. Nie wykluczam sytuacji, gdy D. Olbrychski za jakiś czas dokona akcji zgoła odwrotnej i ubiegając się np. o intratną rolę w filmie niemieckim pokaże komu trzeba nie pocięte zdjęcie z tego samego, francuskiego dzieła, prezentujące naszą “gwiazdę” w mundurze rasowego egzekutora narodowego socjalizmu.
Wykorzystanie komediantów w kampanii prounijnej znakomicie współgra ze strategią działania przyjętą przez europejsów. Wiedzą oni znakomicie o braku jakichkolwiek racjonalnych argumentów pozwalających stwierdzić, iż w bilansie zysków i strat wiążących się z przystąpieniem Polski do UE przeważą te pierwsze. Ba, ostatnie informacje – m.in. o milionowych kontrybucjach jakie trzeba będzie zapłacić za prawo eksportowania, a nawet sprzedaży na polskim rynku wyrobów produkowanych przez nasze firmy lub o możliwości wprowadzenia przez urzędników z Brukseli jednostronnego, całkowitego zakazu produkcji wskazanych towarów – sprawiły, iż do grona przeciwników UE doszlusowało wielu poważnych przedsiębiorców, tworzących dotychczas mocny elektorat prounijny.
Identycznej metamorfozie ulegają inne grupy zawodowe (np. prawnicy, lekarze, handlowcy) spodziewające się inwazji konkurentów z krajów unijnych, przy jednoczesnej niemożności rewanżu, spowodowanej m.in. siedmioletnim zakazem podejmowania pracy przez Polaków w największych – czytaj: najatrakcyjniejszych – krajach UE.
Europejsy muszą zatem odwoływać się nie do rozumu lecz do emocji, przedkładać formę nad treść, a ulotne wrażenia nad rzeczywistość. Stąd potrzeba zaangażowania kuglarzy i iluzjonistów. Oczywiście, kuglarze w rodzaju M. Żebrowskiego czy A. Przybylskiej (też komediantki), tutaj nie wystarczą. Trzeba sięgnąć po wsparcie tzw. elit. Z politykami SLD, PO, UP, UW a nawet PiS nie ma specjalnego problemu. W realizację wizji wchłonięcia Polski przez brukselski kołchoz angażują się mocno i bez namawiania. Wystarczy perspektywa intratnej posady w unijnych strukturach, względy ideologiczne, a nawet pochodzeniowe. Ostatnią z wymienionych motywacji wymownie ilustruje gremialne wsparcie dla UE nie tylko ze strony wpływowych funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Przykład? Choćby ukraińskie korzenie tow. Lecha Nikolskiego, odpowiedzialnego za całość prounijnej kampanii. Ukrainiec
wmawiający Polakom (także nielicznym potomkom osób cudem ocalałych z rzezi na Wołyniu), że Europejczykami zostaną dopiero wówczas, gdy pójdą za nim do Brukseli… To nie zły sen lecz rzeczywistość kraju od blisko 60 lat rządzonego na przemian przez “żydów” i “chamów” dla których skrót RP zdaje się oznaczać bardziej Republikę Przybłędów niż Rzeczpospolitą Polską.
Ofensywy kuglarzy powstrzymać nie sposób bez dysponowania przynajmniej zbliżonymi środkami – pieniędzmi z państwowej (czyli wypracowanej także przez przeciwników UE) kasy, aparatem biurokratycznym, dostępem do środków przekazu, szkół i innych instytucji publicznych. To oczywiście nierealne.
Co zatem robić? Przede wszystkim – wsłuchać się uważnie w treść kuglarskich wystąpień. Wsłuchać się i wyciągać wnioski. Jeśli np. kuglarz ekonomiczny z otoczenia prezydenta, prof. Witold Orłowski mówi w publicznym radio, że wraz ze wstąpieniem do UE wzrosną tylko ceny energii oraz stawki podatku VAT na wyroby budowlane i artykuły dla dzieci, to powyższe “tylko” wyraża więcej niż – skądinąd słuszne – antyunijne ulotki LPR. Czymże jest bowiem wyższy VAT na budownictwo i artykuły dziecięce jeśli nie skutecznym, wyprowadzonym z iście bandycką premedytacją, uderzeniem w ludzi młodych, myślących o założeniu rodziny i własnym dachu nad głową? Z kolei na temat ścisłej zależności między kosztami energii, a cenami praktycznie wszystkich artykułów i usług nie ma nawet sensu dyskutować, bowiem tę zależność odczuwamy na własnej skórze także w realiach dotychczasowych.
Kuglarze działają na emocjach lecz ten oręż nie powinien być zarezerwowany tylko dla nich. Zanim przekonam się do pięknego hasła wypisanego na sztandarze, mam zwyczaj sprawdzać, kto robi za chorążego. Zawołanie “Kochamy dzieci!” wzbudza pozytywną reakcję, gdy zdobi transparent niesiony przez rodziców obojga płci, mogących pochwalić się licznym i zadbanym przychówkiem. Ten sam transparent w rękach pedofilów ma wymowę nie tyle odmienną, co wręcz przestępczą.
Dlatego, gdy pod sztandarami z hasłem “Kocham Unię” widzę chorążych w rodzaju Michnika, Rywina, Kwaśniewskiego, Geremka, Mazowieckiego, Frasyniuka, Buzka, Millera, Oleksego, Jaskierni, Pola, Tuska, Lewandowskiego, Urbana, Nikolskiego, Cimoszewicza, Kuronia, Bieleckiego, Pieronka, Olechowskiego, Życińskiego i setek im podobnych “Europejczyków” wówczas nie muszę nawet odwoływać się do rozumu. Serce wystarczy w zupełności…
Henryk Jezierski
(15.04.2003)
Tekst ukazał się w Magazynie Zmotoryzowanych „MOTO” z kwietnia 2003 roku