W PŁOCKU, JAK CO ROKU…
„Jeszcze nie spłaciłem wszystkich rat, a już słyszę, że moje auto to grat”. Rym wprawdzie mój, więc nieporadny lecz chyba trafnie oddaje rozterki współczesnych nabywców samochodów, osaczanych i kuszonych przez producentów kolejnymi, „nowymi” modelami wypluwanymi z taśm nawet w odstępach dwuletnich, znacznie krótszych nie tylko od okresu technicznej sprawności pojazdu ale także od standardowego, pięcioletniego kredytu.
Na szczęście, ta przypadłość nie dotyka tych spośród pasjonatów motoryzacji, którzy postawili na samochodowe klasyki, czyli auta dobrych marek wyprodukowane w czasach, gdy wysoka jakość wykonania nie była li tylko zgrabnym sloganem reklamowym. Ba, jeśli włożą dużo serca w swoje hobby mogą liczyć nie tylko na utrzymanie ceny swojego pojazdu ale także na jej wzrost. Oczywiście, przy mało prawdopodobnym założeniu, iż chcieliby się go pozbyć.
Moc sprawczą kolekcjonerskiej i rekonstrukcyjnej pasji w odniesieniu do samochodów z charakterystyczną, trójramienną gwiazdą na masce można było poznać w majowo-czerwcowy weekend (31 maja – 01 czerwca 2014) podczas XI Zlotu „Mercedesem po Wiśle”. Do gościnnego Płocka zjechało około 80 samochodów w wieku co najmniej 30 lat. Ich posiadacze mogli nie tylko skorzystać z bogatego programu dwudniowej imprezy ale także pochwalić się efektami pracy nad przywracaniem oryginalnego, fabrycznego blasku swoich wehikułów.
Każdy z prezentowanych Mercedesów to osobna historia, nierzadko godna filmowego scenariusza. Ograniczając się tym razem do samej fotorelacji z imprezy, w której – co warto podkreślić – uczestniczyła także silna reprezentacja Trójmiasta, uczynimy jeden wyjątek. Jest nim widoczny na poniższych zdjęciach granatowy Mercedes 220 SEb Coupe W111 z kolekcji Macieja Kulasa, komandora imprezy. Akurat w tym roku bowiem temu samochodowi „stuknęła” równa pięćdziesiątka. Pierwszy model z powyższym oznaczeniem wszedł do produkcji seryjnej trzy lata wcześniej, czyli w 1961 roku. Samochód oparty konstrukcyjnie na popularnym „skrzydlaku” różnił się od swojego protoplasty kształtem dachu i tylnych błotników oraz dłuższym bagażnikiem.
Jednostka napędowa to sześciocylindrowy silnik o pojemności 2195 cc i mocy 120 KM. Spory moment obrotowy, wynoszący 189 Nm pozwala na sprawne wyprzedzanie w każdych warunkach. Zdaniem właściciela jego coupe potrafi zużyć od 12 do 16 litrów paliwa na 100 km. Prędkość maksymalna, podawana przez producenta, wynosi 170 km/h, a przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 12,8 sekundy. Czterobiegowa przekładnia manualna ma dobrze dobrane przełożenia i nie sprawia kłopotów eksploatacyjnych.
Do października 1965 roku wyprodukowano 14.173 egzemplarzy modelu 220 SEb Coupe. Jego następcą został model 250 SE Coupe. Egzemplarz należący do płockiego kolekcjonera został sprowadzony w latach 80-ych ubiegłego wieku przez pierwszego właściciela, który przeprowadził się na stałe do Polski. Kiedy w 1999 roku auto zostało odkupione przez Macieja Kulasa zostało poddane tylko drobnym zabiegom restauracyjnym. Uwagę zwraca szczególne wyposażenie tego egzemplarza: skórzana tapicerka oraz koło kierownicy wykonane z imitacji kości słoniowej. Ciekawostką jest także zastosowanie pneumatycznego, pompowanego w bagażniku zawieszenia osi tylnej.
Od siebie dodajmy, że z ponadprzeciętnego sentymentu komandora rajdu do motoryzacyjnych klasyków korzystają nie tylko pojazdy z jego kolekcji. Mówiąc krótko – bez Macieja Kulasa nie byłoby ani corocznych zlotów zabytkowych Mercedesów na Ziemi Płockiej, ani ich – tak różnorodnego i atrakcyjnego – programu. Wymownym dowodem na potwierdzenie tej tezy jest zlot tegoroczny, już jedenasty. Maciej Kulas jako jego główny organizator miał dostatecznie wiele powodów, aby przynajmniej w tym roku odpocząć od trudów przygotowania imprezy. W styczniu br. pochował swojego ojca, dr. inż. Tadeusza Kulasa, równie mocno zaangażowanego w kolejne edycje zlotów „Mercedesem po Wiśle”. Mimo to, przetrzymał osobisty dramat i zrealizował jedną z najlepszych imprez w historii. Jej udany przebieg oraz towarzysząca zlotowi piękna, słoneczna pogoda pozwala być pewnym nie tylko akceptacji dla decyzji syna ale także pozaziemskiego wsparcia ze strony świętej pamięci Tadeusza Kulasa.
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski