ZWYCIĘZCA CZY OFIARA?
Ameryka – idol, marzenie młodego pokolenia całego świata. Gdzie podziało się to marzenie? Pozostał jeden wielki zawód stopniowo przekształcający się w nienawiść nie bez przyczyn. Abstrahując od rozważania genezy obu światowych wojen i rosyjskiej rewolucji oraz tego, że rządy USA dokonały wielu podłych świństw nawet w stosunku do swoich sojuszników, USA były postrzegane w ogólnym spojrzeniu pozytywnie, choćby ze względu na liczbę Amerykanów poległych zarówno w I jak i w II wojnie światowej.
Tak niewiele było potrzebne. Wystarczyłoby nie sprzedanie Stalínowi wschodniej i centralnej Europy, trochę szacunku przynajmniej dla De Gaulle’a i Sikorskiego, opamiętanie w bombardowaniu niemieckich miast wtedy kiedy to było zupełnie niepotrzebne, zrzucenie bomby atomowej nie na mało znaczące militarnie i strategicznie miasto lecz na miejsce, które równie dobrze byłoby przekonywujące o potędze tej broni.
Wybrano jednak rzeź. Rzeź cywilów zupełnie nie mających nic wspólnego z wojną ani nie mających na nią wpływu, a ponadto – to nie przez przypadek – mieszkających w największym skupisku chrześcijan z największą katedrą na Dalekim Wschodzie. W późniejszych czasach wystarczyłoby trochę przyzwoitości w rozporządzaniu cudzą własnością w Palestynie i opamiętanie w kontynuowaniu nie tylko tolerowania ale także finansowania rozboju Żydów na tym terenie i własne w tym uczestnictwo. Ameryka byłaby teraz ideałem z trwałymi podstawami do szacunku, nawet wybaczenia rzezi Indian i niewolnictwa. Jestem także przekonany, że nie byłoby wówczas wydarzenia z 11 września 2001.
Trzeba zapytać: komu zależało i dalej zależy na tym żeby tak nie było? Komu zależało na tym, aby wynikły takie „incydenty” jak: Grenada (1983), Liban (1983), Liban i Syria (1984), Libia (1986), Salwador (1980), Nikaragua (1980), Iran (1987), Panama (1989), Irak (1991-2000), Somalia (1993), Bośnia (1994, 1995) Sudan (1998), Afganistan (1998), Jugosławia(1999), Kuwejt, ponownie Afganistan i ponownie Irak. Komu tak zależało na rzezi setek tysięcy ludzi i kontynuowaniu tego procederu? Komu tak bardzo zależy na zniszczeniu USA i Watykanu, ponieważ już tylko te dwie rzeczy pozostały do zniszczenia? Do zniszczenia własnymi rękoma, za własne pieniądze. Komu zależy, aby prędzej czy później Unia Europejska i Ameryka skoczyły sobie po „chrześcijańsku” do gardła?
Pamiętajmy, że rządy zmieniają się i Papieże odchodzą ale Kościół Katolicki pozostaje. Pozostaje także państwo amerykańskie wraz ze swoim narodem, który ukształtował się w czasie ponad dwóch wieków, skonsolidował się i wykazuje wysoki poziom patriotyzmu. Ani Watykan ani USA nie są obiektami, które można zniszczyć potężnymi iprecyzyjnie sterowanymi latającymi bombami. Nawet takimi narzędziami masowej destrukcji nie da się zniszczyć ani Kościoła Katolickiego ani USA.
Są jednak inne sposoby. Narzędziem tym jest nienawiść. Kolejne rządy USA nie szczędzą czasu na kultywowanie nienawiści i kreowanie coraz to nowych powodów do nienawiści. Tę nienawiść transponuje się na naród amerykański i to jest perfidnym celem. Szczęściem, naród amerykański zauważa to, czemu daje dowód w masowych demonstracjach ostatnich dni. Czy ogromne uliczne protesty Amerykanów skompensują winy amerykańskich rządów? Wątpliwe. Rany zadane narodowi kumulują się i prowadzą do powolnej śmierci przez „wykrwawienie”.
Któż jest więc faktyczną ofiarą tej polityki? Oczywiście naród amerykański. Kto jest ofiarą w dalszej perspektywie? Chrześcijanie, a przede wszystkim Kościół Katolicki. Preparowana historia nie będzie uczyć, że to rząd np. J. W. Busha lecz powie – to wy, Amerykanie. Powie także – to my, chrześcijanie. Spektakularne i demonstracyjne alezatrważające naloty na Bagdad są powodem do dumy dla jednych i zadowolenia z tego, że do tego doprowadzili dla innych, jednakże wśród faktycznych patriotów wzbudzają poczucie wstydu, że dali się do tego sprowokować.
Amerykanie posiadają jeszcze trochę świadomości i zmysłu samozachowawczego, co demonstrują swoim wyjściem na ulice, ponieważ nie pozostało już im nic innego. Polska dogorywa i już nie jest w stanie wykonać nawet tego ostatniego, ludzkiego gestu. Czy lepsze jest czołganie się w błocie wasalizmu?
Wojciech Właźliński
Chicago, USA
15 kwietnia 2003